Zamknij

Powroty

podróże – fotografia – inspiracja

Zimowy citybreak. Świąteczne jarmarki w Dortmundzie i Bochum

Odkąd śnieg nie bywa u nas częstym zjawiskiem, a natłok obowiązków dorosłości przyćmiewa czasem całą grudniową magię, pomysł odwiedzenia bożonarodzeniowych jarmarków, by wprowadzić się w świąteczny nastrój już z końcem listopada, był totalnie cudną sprawą. Wybór Niemiec jako celu tej tematycznej podróży nie należał do trudnych, bo historia jarmarków sięga tutaj średniowiecza! Czas więc stworzył tradycję, której to szczególnie reklamować nie trzeba. Spośród wielu niemieckich miast, w których odbywają się jarmarki, nasz wybór padł na Dortmund i Bochum. Czy słusznie? Zobaczcie zdjęcia, a ja powiem już na wstępie, że podobało nam się wielce!

***

Zagłębie Ruhry, w którym położone są Dortmund i Bochum, może kojarzyć się industrialnie i przemysłowo, tymczasem w mojej pamięci miasta te zapisały się jako krainy przytulności i świątecznych wspaniałości. Dla mnie było to zagłębie pełne dziecięcej radości płynącej z jedzenia słodyczy w postaci prażonych migdałów, grzanego wina czy placków z musem jabłkowym, w którym to bez skrępowania zapatrzyć można się w miliony światełek, uroczych pozytywek, bibelotów, kul z migoczącym śniegiem i grających karuzel.

Wyruszyliśmy z Katowic Wizzair’em skoro świt, a wraz z nim mogliśmy nacieszyć oczy przepięknym, różowym, pastelowym i nieco mglistym początkiem dnia. Prawdziwe cuda, tak miło wprowadzające w dalsze przyjemności tej wycieczki.

Jarmark w Dortmundzie

Tradycja jarmarku w Dortmundzie została zapoczątkowana 121 lat temu, a czekało tu na nas ponad 300 stoisk! Mieliśmy przy tym okazję doświadczyć jarmarku zarówno za dnia, jak i nocą, co tworzyło zupełnie nowe wrażenia.

Jarmarki za dnia przybrały nieco bardziej kameralną postać, kiedy to zwiedzających jest mniej. Nocą zaś, kramy odwiedzane są tłumniej, światełka tworzą niepowtarzalny klimat, a wszyscy mieszkańcy i przyjezdni gromadzą się w atmosferze wspólnoty przy współdzielonych stoliczkach. Nie ma wówczas mowy o wieczornym zaszywaniu się w mieszkaniu, a mroku wręcz się wyczekuje, by najpełniej zakosztować wieczornej atmosfery przytulności i spotkania z przyjaciółmi pod gołym niebem, pośród oszałamiającej ilości światełek, z grzanym winem w dłoni.
Poza atrakcjami w postaci smakołyków, stragany wypełnione są pięknymi ozdobami. Próżno szukać tutaj przaśnych stoisk. Co rusz można dostrzec coś interesującego, wykonanego z sercem, wpasowującego się w vintage estetykę. Gwiazdki, bombki, figurki. No piękne. Co prawda żadna z tych rzeczy nie pasuje nam obecnie do wystroju mieszkania, ale możliwość popatrzenia na te cuda była małym powrotem do czasów dzieciństwa i ekscytacji z przystrajania wnętrz tego typu ozdobami. Bardzo popularne i charakterystyczne są tutaj schwibbogen, czyli drewniane świąteczne świeczniki stawiane na czas adwentu w oknach.

Co zjeść na jarmarku w Dortmundzie?

Coś, co znaleźć można na każdym niemieckim jarmarku świątecznym to tradycyjne kiełbaski. Bratwurst, feuerwurst czy currywurst (3-4 euro) to jedne z najbardziej charakterystycznych potraw i przekąsek. Nie brakuje tutaj także miejsca na smażone sery (4,5 euro), westfalską szynkę grillowaną oraz…krakowską.

Na poszukiwaczy bezmięsnych przekąsek czekają m.in. naleśniki, czyli pfankuchen (np. z marcepanem za 3,5 euro lub na słono za 5 euro) oraz reibekuchen mit apfelmus, czyli ziemniaczane placki, serwowane głównie z musem jabłkowym. Znaleźć można także stoiska serwujące wegańskie posiłki w postaci smażonych warzyw. My skusiliśmy się na popularnego tutaj ziemniaka znanego u nas pod nazwą kumpira (3-6 euro), podawanego w podstawowej wersji z masłem, masłem ziołowym, serem lub warzywami z jogurtowymi sosami.

Najwspanialszy był zaś wszędobylski zapach i obecność prażonych orzechów, migdałów czy pistacji (4,5 euro) połączony z aromatem cynamonu i pierników, czyli lebkuchen. Bajka! A wszystko to w asyście stoisk ze świeżymi owocami oblanymi pyszną, pralinkową czekoladą. Ceny – od 1,5 za smakołyki z jabłek po 4.5 euro za truskawki.

Czymże byłyby jednak jarmarki bez grzanego wina! Glühwein (3 euro), bo o nich mowa, występują tutaj w słodkiej wersji białej, czerwonej, jak i jabłkowej. Dzieci nie muszą obchodzić się smakiem bo oto dla nich przygotowywany jest kinderpunsch, czyli coś dobrego, gorącego, przypominającego w smaku słodki czereśniowy kompot. Ilość rozgrzewających trunków jest tutaj zresztą imponująca i nie daliśmy rady skosztować nawet kilku z nich. Oto na smakoszy czekają jeszcze m.in. takie dobroci jak gorąca czekolada, feuerzangenbowle, a więc gorące wino zmieszane z rumem i brązowym cukrem, czy eierpunsch na bazie białego wina, jajka, cukru, wanilii, śmietanki… Kalorie na jarmarku muszą odejść w zapomnienie!

Coś, co w tym wszystkim podobało mi się oprócz samego smakowania najbardziej, to totalnie fantastyczne rozwiązania w temacie redukcji do minimum platikowych odpadów z takich wydarzeń. Nie wiem czy wszystkie stoiska wychodzą z podobnych założeń, ale wszędzie tam, gdzie miałam okazję skosztować jakieś potrawy, została mi ona podana na tekturowych naczyniach, a nawet zwyczajnych, ceramicznych talerzach, za zwrotną kaucję. Fantastyczne! Grzane wino serwowane jest zaś w kolekcjonerskich kubeczkach, które można oddać i odzyskać kaucję w wysokości 2 euro lub też zachować go na pamiątkę. W tym roku kubeczki w Dortmundzie przybrały kształt serc.

Największa na świecie choinka

4 tygodnie montażu, 1700 świerków z Sauerland, 20 ogromnych świec, 4-metrowy anioł, 48 tysięcy światełek i oto jest: największa na świecie choinka! Właśnie tutaj, w Dortmundzie, na Hansaplatz można podziwiać to ważące 40 ton cudo! Trafiliśmy akurat na jarmark 23 listopada, czyli czas, w którym premierowo ją zaświetlono, a więc mamy za sobą pierwsze w tym roku wyczekiwanie choinki! Wszystko to w tłumnej, radosnej atmosferze, pośród licznych występów i pokazów scenicznych.

Znalazłam też gdzieś informację, że ktoś nie pozostał dłużny największej na świecie choince i tym sposobem, w galerii Lamers przy Kleppingstraße można podobno odnaleźć siedmiominimetrowe drzewko. Sprawdźcie to!

Jarmark w Bochum

O Bochum nie słyszałam przed wyjazdem do Dortmundu nic. Nie musiałam jednak długo zastanawiać się, czy i tam warto będzie się wybrać, skoro będziemy już na jarmarku w Dortmundzie. Do odkrywania nowych miejsc nie trzeba mnie zachęcać nigdy, ale całkiem obiektywnie mogę stwierdzić, że mimo bliskości tych dwóch miast, oddalonych od siebie o 20 km, nietrudno odnaleźć nowe elementy, dekoracje czy smakołyki, pozostawiające odmienne i wciąż bardzo pozytywne doświadczenia. Straganów jest nieco mniej, około 200, ale wciąż jest tutaj tak wiele do roboty! Smakowania i spacerowania nigdy dosyć.

Latający Mikołaj!

Przede wszystkim, w centrum Bochum, na Dr.-Ruer-Platz nie znajdziemy choinki. Popatrzeć za to musimy w niebo! Szczególnie o godzinie 17 i 19, kiedy pośród mroku, na 33 metrach nad głowami przechodniów, rozpoczyna się podniebny spektakl z Mikołajem w roli głównej. Właśnie z tego miejsca wyrusza jego zaprzęg z reniferami. Co w tym jednak najbardziej niesamowite, ów Mikołaj jest z krwi i kości! W jego rolę wciela się Falko Traber, jeden z najsławniejszych akrobatów ustanawiających wiele rekordów świata, który ma na swoim koncie tak szalone popisy, jak spędzenie nieprzerwanych 264 godzin na wysokiej linii w Düsseldorfie. Mało? Traber przekroczył swoje granice jeszcze nie raz, jak choćby wtedy, gdy nieprzerwanie 13 dni i nocy spędził na linie wśród wygłodniałych tygrysów. Latający Mikołaj, czyli Fliegender Weihnachtsmann, to zatem nie lada atrakcja nie tylko dla dzieci. W Bochum, tuż po przejeździe zaprzęgiem nad placem, zjeżdża on na 84-metrowej linie na ziemię, by rozpocząć wspólną zabawę z odwiedzającymi jarmark.

Tym razem Bochum mogliśmy odwiedzić tylko za dnia, ale dostrzegliśmy z placu rzeczone sanie!

Coś, co odróżnia świąteczny jarmark w Bochum od tego z Dortmundu, to jeszcze część jarmarku zorganizowana na średniowieczną modłę. Tuż przy Pauluskirche znajdują się stoiska zaaranżowane na te sprzed wieków, w których to sprzedaje się nie tylko wyroby nawiązujące do średniowiecza, ale również po zmierzchu odbywają się tutaj przedstawienia inspirowane dawnymi wydarzeniami, a właściciele kramów organizują pokazy średniowiecznego rzemiosła.

Co zjeść na jarmarku w Bochum?

Wyroby sprzedawane na jarmarku w Bochum podobne są do tych oferowanych w Dortmundzie, jednak i tutaj odnalazłam smakołyki, których nie zauważyłam na jarmarku w Dortmundzie. Ceny są podobne, czasem o ok. 0,5-1 euro niższe. Królują oczywiście kiełbaski, prażone orzechy, naleśniki, wyroby z ziemniaków, świeże owoce w czekoladzie, ale wypatrzyłam także nieznaną mi wcześniej nowość w postaci dinnede. Jest to rodzaj pizzy ze Szwabii, w postaci pszennego placka wypiekanego najczęściej z boczkiem, ziołami i cebulą. My skusiliśmy się na wariant serowo-ziemniaczany. Bardzo zresztą smaczny!

Pojawiło się także dampfnudeln (4,5euro), czyli coś znanego także w Polsce, pod postacią kluski/bułeczki z drożdżowego ciasta przyrządzonej na parze, podanej z cynamonem i cukrem lub też waniliowym sosem z owocami – wiśniami lub jagodami.

Poza lebkuchen, czyli piernikami, można było odnaleźć tutaj też przepyszne ciasteczka, podobne do tych wykonywanych w moim domu rodzinnym; z nadzieniem przeróżnym, od tych marcepanowych po orzechowe i owocowe.

Popularne są także kanapki z różnego rodzaju pastami i rybami, pieczone kasztany no i oczywiście trunki wszelakie! Grzane wino (3 euro) jest tutaj sprzedawane rokrocznie w takich samych kubeczkach z logiem miasta. Jeszcze bardziej eko rozwiązanie, bardzo mnie ono cieszy!

Nasycić oczy można zaś było przepięknymi handmade wyrobami. Najbardziej ujęły mnie te ręcznie strugane sarenki i łosie. No i fotograf! Piękne!

Atrakcje Bochum

Nasz wyjazd był krótki i skoncentrowany na jarmarkach, jeśli jednak mielibyście okazję zostać tutaj dłużej, by poeksplorować miasto trochę, to już Wam zazdroszczę! Oto dzieje się w Bochum coś, co w ostatnich latach spotkało mój ukochany Śląsk, o którym pisałam Wam w tym wpisie. Z inspiracji industrialną przeszłością tych terenów powstają tutaj fantastyczne miejsca, pełne alternatywnych rozwiązań, wymykających się ich pierwotnemu, przemysłowemu przeznaczeniu.

Tak też znajdziecie tutaj m.in. Muzeum Górnictwa, dawną halę dmuchaw z 1902 roku zaadaptowaną na miejsce licznych wydarzeń kulturalnych i koncertów, a także – być może – coś bardziej kontrowersyjnego: Anneliese Brost Musikforum Ruhr, czyli opuszczony kościół Najświętszej Marii Panny, w którym dziś odbywają się nie msze, a koncerty. Ciekawostką z Bochum jest również Bermuda3eck, czyli tutejszy Trójkąt Bermudzki, z którego można nie wrócić zatracając się w zabawie i ogromnym zagęszczeniu klubów i knajp. To jedne z tych miejsc których istnienie świadczy o tym, jak zmienia się oblicze dawnych przemysłowych miast, których surowość zastępują odważne działania lokalnych społeczności skupione na czerpaniu z przemysłowego piękna i dopasowywaniu go do współczesnych realiów.

A na koniec…

apel! O to, by odnaleźć świąteczną atmosferę już, teraz, zaraz. Odnaleźć dobro, radość i piękno w zimowych wieczorach i uśmiechach pośród szarości. Ot, mądrości nabyte podczas wizyty na jarmarkach właśnie. Totalnie zauroczył nas ten sposób wejścia w święta i grudzień. Cudnie byłoby uczynić z tego swoją małą okołoświąteczną tradycję. 🙂

Wpis powstał dzięki wsparciu Niemieckiej Centrali Turystyki w Polsce.


JARMARKI BOŻONARODZENIOWE W DORTMUNDZIE I BOCHUM – INFORMACJE PRAKTYCZNE

Jarmarki w Dortmundzie i Bochum były świetnym pomysłem na zimowy citybreak, a ich bliskie położenie sprawia, że podczas jednej krótkiej wycieczki, możemy doświadczyć obu miejsc.

Jak szybko i tanio dostać się tu z Polski?

Dortmund (co nas trochę zaskoczyło) jest świetnie skomunikowany lotniczo z polskimi miastami. Z Katowic do Dortmundu polecicie kilka razy dziennie m.in liniami Wizzair czy Ryanair. Świetnie z Dortmundem połączony jest też Kraków, Wrocław, czy Gdańsk. Ceny biletów w obie strony to nierzadko około 100-200 złotych.

Jak dojechać z lotniska do Dortmundu?

Najszybciej (25 minut) bezpośrednim autobusem AirportExpres w cenie 9 euro lub znacznie taniej i nieco dłużej (około godzinę) autobusem 490 do Aplerbeck, a następnie pociągiem U47 do dworca głównego. Połączenie w takiej konfiguracji kosztuje 2.9 euro.

Jak dojechać z Dortmundu do Bochum?

Zdecydowanie najwygodniej pociągiem, który dojeżdża po 10-20 minutach. Rozkład sprawdzicie na przykład na Google Maps.

Kiedy trwa świąteczny jarmark w Dortmundzie? W jakich godzinach jest otwarty?

Od 21.11. do 30.12 w godzinach 10-21 (pon-czw), 10-22 (pt-sob), 12-21 (niedz). Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Kiedy trwa świąteczny jarmark w Bochum? W jakich godzinach jest otwarty?

Od 23.11 do 23.12 w godzinach 11-22. Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Spodobał Ci się tekst i zdjęcia? Podziel się ze znajomymi!

komentarze

  1. Pracowałem w Dortmundzie w tamtym roku na tym targu. 🙂 Im bliżej świąt, tym robi się bardziej tłoczno, ale widzę, że nie zmieniło się za wiele w porownaniu do ubieglego roku. Jeśli kiedyś jeszcze będziecie w Niemczech to polecam Weinachtmarkt w Dreznie. Jest jeszcze bardziej tłoczno, o wiele więcej turystów (w Dortmundzie miałem wrażenie, że stanowili oni z 10% klientów), ale mimo wszystko warto choćby raz tam sie zjawić.

  2. Rok temu zaliczyliśmy 7 jarmarków bożonarodzeniowych – oprócz powyższych dwóch m.in Kopenhaga, Berlin i Praga. Dortmund ma mega urok i cenowo prezentuje się bardzo korzystnie. Zresztą Berlin podobnie, Praga też na tym poziomie. Kopenhaga wiadomo drożej, ale to Skandynawia. Generalnie ceny w Polsce i Niemczech są na zbliżonym poziomie, co biorąc pod uwagę zarobki nie jest zbyt optymistyczne. 🙂 Ale Czechy też nie są tańsze a chyba zarabiają mniej niż my. Lwów budzetowo bardzo polecam!

  3. Jarmarki w Niemczech są piękne, mają swój klimat 🙂

    1. Patrycja Kornas says:

      Zdecydowanie! W jakich miastach miałaś okazję je zobaczyć? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zamknij