Ar-Risani zdaje się nie stanowić turystycznego celu samego w sobie. Położone na drodze prowadzącej do imponujących wydm Erg Chebbi traktowane jest przez większość przyjezdnych jako punkt tranzytowy, nie wart bliższego poznania. A szkoda. Wybierając się do Merzougi i Hassilabied specjalnie wybraliśmy dzień, w którym w Rissani, oprócz codziennego suku z warzywami i egzotycznymi przyprawami, odbywa się duży targ ze zwierzętami. Lokalna ludność zjeżdża się tutaj nie tylko samochodami, ale też przybywa na osiołkach, tworząc w ten sposób jedyny w swoim rodzaju żywy parking.
***
Poza samą Saharą to właśnie marokańskie targowiska ciekawiły mnie najbardziej. Interesujące były dla mnie jednak nie zakupy, a wyjątkowe światło, przedzierające się przez dziurawe, chybotliwe dachy. Zachwycające modelunki światłocieniowe. Sceny martwych natur i zwykłe, proste życie. Tumany kurzu, gwar i upajające zapachy przypraw, ziół, herbat. Wymiany towarów połączone z wymianą uśmiechów i serdeczności.
W wielu turystycznych miejscach, jak choćby w Marrakeszu, Marokańczycy nie życzą sobie uwieczniania swoich wizerunków, dając temu wyraz w różny sposób. Niektórzy też upatrują w fotografowaniu dodatkowego zarobku, żądając zapłaty za wykonane fotografie. Biorąc pod uwagę liczbę turystów, trudno się temu dziwić. Ilość osób z telefonami, małymi aparacikami czy drogimi, czarnymi puchami chcącymi wtargnąć w codzienność innych, by czerpać z ich kulturowej odmienności, mogłaby przytłoczyć każdego.
Sama byłam pełna oporów wyciągając aparat. Jednocześnie bolały mnie wszystkie nie zrobione fotografie i zatarte wspomnienia. Niezapamiętane spojrzenia i nie dość uważne momenty. Brak odwagi. W mało turystycznym Rissani wystarczyło jednak tylko zapytać. Zagaić. Ledwie jedna odmowa zgody na zrobienie zdjęcia. Poza tym przytaknięcia, skinienia i częstowanie mandarynkami.
Mam nadzieję, że udało mi się Was przekonać do zatrzymania się na chwilę w Rissani. Odbywające się w nim we wtorki, czwartki i niedziele suki, w przeciwieństwie do targowisk w Marrakeszu przeznaczone są głównie dla lokalnej ludności. Jest to o tyle ciekawe, że ceny na nim nie podlegają z reguły negocjacjom, a każda z podanych przez sprzedawców wartości wydawała się rozsądną.
No i zobaczcie na ten ośli parking!
Magia <3