Dziś ruszamy na fotograficzny flanering po stolicy Tajlandii. Nocą. Bo Bangkok za dnia i po zmroku to dwie zupełnie inne historie.
***
Uliczny spektakl
Ze swoją niezliczoną ilością cudownych świątyń doskonale nadaje się do zwiedzania od punktu A do B. Od zabytku do zabytku. I choć te są totalnie zachwycające, uwielbiam spontaniczne włóczęgi po zmroku, kiedy architektoniczne cuda zostają zamknięte i bez skrupułów można już odwracać od nich wzrok kierując swe spojrzenia na przebogate życie uliczne. Kiedy pozostaje już nic, jak tylko chłonąć pejzaż miasta wszystkimi zmysłami. O, tak, jak tutaj:
Znacie ten teledysk do utworu Jamala? Oh, jak to jest zmontowane! Można oglądać, mieć mało, znów oglądać i wciąż wyłapywać nowe sceny. Zapragnąć już teraz, zaraz, od razu wyruszyć do Tajlandii, nawet jeśli w duszy nie gra Wam impreza, a zamiast niej szumi las. Poczuć pustkę właściwą ogromnej metropolii, zagłuszając ją wpatrywaniem się w miejski spektakl.
Baiyoke Sky Hotel
Zaczynamy od Bangkoku w makroskali. Znacie to uczucie przytłoczenia bezmiarem wszechświata? Gdzie indziej go szukać, jak nie na szczytach gór i wieżowców? 88 piętro to nie byle co! W cenie wjazdu drink w barze. Przy odrobinie wyobraźni nietrudno byłoby tutaj wcielić się w role bohaterów Kac Vegas.
Khao San Road i Rambuttri
Mekka backpackerów, zmora introwertyków, ale doskonałe pole manewrów dla adeptów fotograficznego streeta. Noc kontra autofocus w aparacie zwykle robi psikusa, ale za to sytuacja ta służy wyłapywaniu zblazowania mieszkańców Bangkoku przybywających na tą najpopularniejszą ulicę Bangkoku, by każdej nocy oferować turystom uciechy wszelakie. Można kupić tutaj np. garnitur, zjeść taniego pad thaia, srogo zadensić lub wyruszyć dalej… np. na ping pong show.
Soi Cowboy
Jeśli nie wiecie czym jest to niewinnie brzmiące przedstawienie, oszczędzę Wam czytania w tym miejscu żenujących szczegółów. Jeśli jednak nie chcecie wspierać seksturystyki, która nota bene w poszczególnych krajach Azji Południowo-Wschodniej generuje między 2 a 14% (!) PKB, nie dajcie się zwieść namawiającym na show kierowcom tuk-tuków.
Soi Cowboy to przy tym nic w porównaniu z najbardziej popularną wśród szukających cielesnych doznań turystów Patpong, której odwiedzenia sobie podarowaliśmy. Zastanawiałam się czy w ogóle pokazywać Wam ten deprymujący obrazek. Okupiony zresztą przyspieszonym rytmem serca, po tym, gdy jeden z ochroniarzy takiego przybytku chciał mnie z aparatem złapać. Szacuje się, że w Tajlandii pracuje ponad 800 000 nieletnich (!) prostytutek. Świadomość istnienia tych zjawisk zdaje się jednak być powszechna i wpisuje się w potoczne wyobrażenia o nocnej Tajlandii. Kraj ten pod tym względem to prawdziwe rozdwojenie jaźni. Z jednej strony czyny pedofilskie są tutaj surowo zabronione, z drugiej zaś, widok ogromnej rzeszy prostytutek, w tym dzieci, jest zatrważający.
Chinatown
Starty na duchu trzeba jakoś zrekompensować. Dla odmiany nocne Chinatown to zupełnie inna historia. Strawa dla ciała czeka na każdym kroku pod postacią pysznego street fooda.
Gdy zapadnie zmrok, Chinatown wygląda tak, jakby miało nie zasnąć przez całą noc. Około północy jednak gasną wszystkie neony. Wychodzą najtłustsze szczury i karaluchy rozsmakowujące się w aromatycznych resztkach. I za nic mają sobie to, o ile większy od nich jesteś. Nie Ty je gonisz, a one Ciebie.